Nic nie zapowiadało biblijnej wyprawy do jądra ciemności. Świeciło słońce, szczebiotały dzieci, nawet wróble, pliszki i mazurki radośnie kpiły z nas w żywe oczy. Tylko po przyciemnianych szybach setry snuły się refleksy nie z tego świata. Setry, bo właśnie temu automobilowi naiwnie powierzyliśmy nasze życie. Ale to nie ten piękny – przypominający gigantycznego białego gronostaja – autobus ostrzył sobie na nas zęby… Drapieżcze zło czaiło się gdzie indziej, paradoksalnie w samym środku dolnośląskiego raju, w Błędnych Skałach. Tak więc jechaliśmy tym komfortowym wycieczkowcem głupio uśmiechnięci, prawie tak jak Jack Nicholson w nieśmiertelnym „Lśnieniu” zdążając ku miejscu swego przeznaczenia. Po drodze było naprawdę pięknie, zwodniczo pięknie, może aż za bardzo. Zdarzały się też niewypały, choćby przereklamowana kopalnia złota, po której został nam tylko brud pod paznokciami – konia z rzędem temu, kto by w tym brudzie wypatrzył choćby pyłek słynnego pierwiastka Au…Ale do rzeczy. W końcu pod widny jeszcze wieczór doczołgaliśmy się do naszego pensjonatu leżącego u stóp Gór Orlickich i Bystrzyckich. Radość z osiągniętego celu najwyraźniej odjęła nam rozum, bo wszyscy, bez wyjątku, poczuliśmy się nazbyt pewni. Orlicko-Bystrzycka czarna materia tylko na to czekała. Nikt nawet nie spostrzegł jak wchłonęła jedną z naszych uczennic, która do dzisiaj niewiele z tego momentu pamięta. Na całe szczęście przypłaciła to tylko lekkim urazem nogi, nocnym kursem góralską karetką pogotowia i spacerem o kulach wzdłuż średniowiecznych praskich arterii. Spuśćmy zasłonę miłosierdzia na wszystko co nastąpiło potem. Wyjątkowo smolistą „kropką nad i” w kontekście naszej dolnośląskiej krucjaty była wizyta w Kaplicy Czaszek w Kudowej-Zdroju. I tu również towarzyszący nam jak posępny cień Kohelet nie zasypiał gruszek w popiele. W tym klaustfobiczno-turpistycznym spodku, wyłożonym od podłogi po sufit hamletowskimi czaszkami, upatrzył sobie jednego z najinteligentniejszych naszych chłopców. Rzucił nań czary i tylko cud sprawił, że skończyło się to na krótkotrwałym omdleniu…Nikt nie miał wątpliwości, że to koniec wycieczki.
TP